wtorek, 5 lutego 2008

Śnieg

Kasia rozchorowała się na same ferie i z tego powodu była podwójnie nieszczęśliwa. Po pierwsze męczył ją katar i okropny kaszel, a po drugie lepiej zniosłaby kichanie i ból głowy, gdyby wiedziała, że może zostać w domu podczas gdy inni chodzą do szkoły. Tymczasem koleżankom udało się wyjechać na zimowe obozy, a te które zostały jeździły na łyżwach albo na sankach. To było nie do zniesienia. Właśnie teraz dziewczynka siedziała owinięta w koc z nosem przyklejonym do szyby i patrzyła na padający śnieg. Każdy śniegowy płatek był inny. Każdy miał swój własny kształt, połysk, a nawet odcień bieli. Przez szkło powiększające można było zobaczyć wszelkie koronkowe szczegóły i niepowtarzalne wzory, które tworzyły urodę śniegowych płatków. Kiedy wszystkie spadały z nieba i układały się jeden obok drugiego na dachach, gałęziach i na ziemi, trudno było dostrzec coś więcej poza białym, jednolitym puchem. Jednak gdy wirowały za szybą i zaczepiały się o parapet okna Kasia mogła je już doskonale odróżnić nawet nie posługując się lupą. "Spróbuję narysować chociaż kilka z nich" - pomyślała. Wzięła swój blok rysunkowy, ołówek i zabrała się do pracy. Nie skończyła jednak rysować jednego płatka, gdy usłyszała cichutki głosik:

- Och najpierw ja, najpierw ja!

Zaraz z innej strony coś zapiszczało: - Mnie, mnie!

A już po chwili zewsząd dały się słyszeć kłujące jak igiełki głosiki:

- Nie, nie, zacznij ode mnie! Jestem najpiękniejszy!

- Nieprawda! Spójrz na mnie!

- Nie słuchaj ich. Tylko ja się nadaję!

Kasia najpierw trochę się przelękła, ale gdy głosiki stały się tak natarczywe, że poczuła ból głowy, uderzyła ręką w parapet i zawołała - Będzie cisza, czy nie?! - tak na ogół krzyczał tato, gdy kłóciła się z bratem. Jak zwykle okrzyk ten natychmiast poskutkował. W sekundę zrobiło się cicho i Kasia ostrożnie rozejrzała się po pokoju. Nikogo ani nic niepokojącego nie dostrzegła. "Może coś mi się zdawało? - zastanowiła się. - Ooo, na pewno rośnie mi temperatura i dlatego jakieś szmery buszują w mojej głowie. Zaraz się położę do łóżka, tylko skończę rysować ten jeden płatek". Dziewczynka ponownie wzięła do ręki ołówek ale zanim dotknęła rysikiem papieru bardzo wyraźnie usłyszała najpierw kasłanie, a potem zdecydowany głos: - Powinnaś lepiej dobierać modele do rysowania!

Tym razem dziewczynka odważyła się głośno zapytać: - Kto do mnie mówi? Proszę natychmiast mi się pokazać!

- Przecież patrzysz na mnie.

- Na mnie, to znaczy na kogo?

- No, na mnie!

- I na mnie!

- I na mnie! I na mnie!

Dopiero teraz Kasia spostrzegła, że śniegowe płatki, które wirowały za oknem patrzą na nią kryształowymi oczkami i przemawiają srebrzystymi usteczkami. Nie wiadomo kiedy dziewczynka wdała się z nimi rozmowę. Dowiedziała się, że płatki nie tylko różnią się wyglądem ale także charakterem i usposobieniem, zupełnie jak ludzie. Są wśród nich i złośnicy i kłamczuchy, płatki odważne i tchórzliwe, przemądrzałe i skromne. - Ale najwięcej wśród was jest chyba pyszałków? - spytała dziewczynka.

- Och, dlaczego tak sądzisz?

- Dlaczego? To proste! Ludzie piszą o was wiersze, układają piosenki, zachwycają się waszą urodą, albo tak jak ja zwyczajnie rysują. Każdemu przewróciłoby się w głowie od czegoś takiego. I zdaje się, że właśnie wam się to przydarzyło.

- To znaczy co?

- Okropna próżność. Zamiast cieszyć się, że jesteście jednym wspaniałym śniegiem, w którym każdy ma swoje miejsce, marzy wam się samotny los super gwiazdy z telewizji. A przecież zamiast się przechwalać możecie razem zrobić wiele pożytecznych rzeczy.

- Na przykład?

- No... chociażby pozwolić na swojej bieli trzepać dywany!

- Fuj! Też masz pomysły!

- Uważam, że warto poświęcić się dla dzieci, żeby nie kichały od kurzu, który lubi mieszkać w dywanach. Poza tym możecie zacierać ślady dzikich zwierząt, żeby nie wytropili ich myśliwi, albo równiutko ułożyć się na polach, żeby otulić roślinki kołderką i uchronić je przed mrozem. Same zresztą wiecie lepiej ode mnie do czego może przydać się śnieg. A teraz muszę już wam powiedzieć do widzenia, bo idę spać - i dziewczynka zamknęła szkicownik, grzecznie dygnęła i wróciła do łóżka. Spod sennych powiek zdążyła jeszcze dostrzec rodzeństwo, które szykowało się do kościoła. Dzisiaj było wielkie święto, więc najstarsza siostra pięknie przystroiła gromnice i rozdzieliła świece między braci i siostry. Kasia nie zdołała nawet pomachać rodzeństwu, bo zasnęła. Nie był to jednak głęboki sen, ponieważ po chwili wyrwało ją z niego skrzypienie. Takie jakie daje się słyszeć w mroźną noc, gdy ktoś idzie po śniegu. Dziewczynka otworzyła oczy i zobaczyła młodą kobietę brnącą przez zaspy w stronę rozświetlonego płomykami świec miasteczka. Kobieta otulona była chustą, spod której słychać było kwilenie. Kasia baczniej przyjrzała się postaci i dostrzegła, że przyciska ona do serca węzełek z malutkim dzieckiem. Rozglądała się przy tym lękliwie próbując jak najszybciej pokonać odległość dzielącą ją od ludzkich siedzib. - Pewnie boi się ciemności i tego, że przeziębi swoje dziecko - szepnęła dziewczynka. Nie zdążyła jednak westchnąć ze współczuciem, bo nagle z przerażeniem ujrzała coś bardzo strasznego. Tuż za kobietą podążał truchtem stary wilk, a zaraz za nim półkolem biegło pokaźne stado młodych zwierząt z obnażonymi kłami. Dziewczynka zamarła. Nic nie mogła zrobić, bo cała ta scena rozgrywała się jakby za jakąś szybą, która odgradzała łóżko Kasi od ośnieżonego pola. - O, Boże, czy jest dla młodej mamy i niemowlęcia ratunek? Czy nie można zatrzymać tego żarłocznego stada? Do miasteczka nie jest już tak daleko... Może ktoś z mieszkańców zauważy co się dzieje? - Dziewczynka była w prawdziwej rozpaczy. - A jeśli ludzie tego nie widzą, to... to... to chociaż niech przyjdzie im na ratunek cokolwiek. Proszę... - i Kasia zalała się łzami. Słone krople ciekły jej po policzkach i z brody jak z rynny kapały na poduszkę. Dziewczynka dmuchnęła mocno w chusteczkę i poczuła na twarzy silny podmuch. "Chyba wywołałam huragan" - pomyślała otwierając oczy. To, co ujrzała wprawiło ją w osłupienie. Scena, której jeszcze przed chwila była świadkiem, zupełnie się odmieniła. Młoda mama z uśpionym dzieckiem spokojnie dochodziła do pierwszych domów w miasteczku. Za nią szalała zamieć i gwizdał wiatr, którego głos mieszał się ze wściekłym wyciem wilków. Miliony śniegowych płatków wciskały się zwierzętom w nozdrza, rozwarte pyski i ślepia. Nie dając rady w walce z zadymką stworzenia podkuliły ogony i pomknęły z powrotem do lasu. Tymczasem w miasteczku wesoło rozdzwoniły się dzwony, a ludzie poczęli wznosić radosne okrzyki:

- O, ukochana Pani, uratowałaś nasze domy przed napaścią wilków. Niech będą dzięki Bogu Najwyższemu, że Ciebie do nas posłał. Dzięki niech będą za to, że Ty białym śniegiem ochroniłaś nas i nasze dzieci. A tobie Kasiu dziękujemy za wrażliwe serce i za naukę, której udzieliłaś śniegowym płatkom.

EP