niedziela, 27 kwietnia 2008

...


Nie wiem dlaczego do tego dopuściłeś,
widocznie miałeś jakieś powody
ale teraz Boże proszę Cię pomóż...


środa, 23 kwietnia 2008

Bóg przebaczający grzechy

Mówiono o pewnej starej kobiecie z wioski, że miewa cudowne widzenia. Miejscowy ksiądz zażądał na to dowodu:

- "Ujrzawszy Boga, poproś Go, by powiedział ci moje grzechy, które tylko Jemu są znane. To będzie wystarczający dowód".

Miesiąc później, kobieta wróciła i ksiądz zapytał, czy Bóg znów się jej objawił. Odpowiedziała, że tak.

- "Czy zadałaś Mu pytanie?".

- "Tak".

- "I co odpowiedział?".

Rzekł:

- "Powiedz swemu kapłanowi, że zapomniałem jego grzechów".

Czy możliwe jest,
aby wszystkie straszne rzeczy, które uczyniłeś,
zostały zapomniane przez wszystkich
- oprócz ciebie?


Autor nieznany

wtorek, 22 kwietnia 2008

Stara kobieta na plaży

Rodzina złożona z pięciu osób miło spędzała dzień na plaży. Dzieci kąpały się w oceanie i budowały zamki z piasku, gdy nagle w oddali pojawiła się mała stara kobieta. Jej siwe włosy rozwiewał wiatr, ubranie było brudne i postrzępione. Mamrotała coś do siebie, zbierając jakieś rzeczy leżące na plaży i wkładając je do swojej torby.

Rodzice zawołali dzieci do siebie i kazali im trzymać się daleko od tej starej kobiety. Gdy ich mijała, schylając się tu i tam i coś podnosząc, uśmiechnęła się do rodziny. Lecz jej powitanie nie zostało odwzajemnione.

Wiele tygodni później dowiedzieli się, że mała stara kobieta postanowiła poświęcić całe swoje życie, na zbieranie kawałków szkła leżących na plaży, aby dzieci nie skaleczyły sobie stóp.

Anonim

niedziela, 13 kwietnia 2008

Jezusie, przyjacielu, dziękuje Ci


Dziękuję Ci za miłość jaką nam okazujesz:

jest tak wielka, że dotyczy
każdej naszej sprawy, małej i dużej,
jest radosna i zawiera próbę,
by radować się darem, jaki nam czynisz.

Dziękuję Ci za Twoją obecność, która błogosławi,
uświęca, uwiecznia każdy ruch naszej istoty.

Dziękuję Ci za modlitwę,
która należy do całego świata i wszystkich czasów,
chociaż my stanowimy jej głos.

Dzięki Ci za istnienie,
które dajesz każdemu i wszystkim.
Dziękuję Ci za to, że pozwalasz mi zrozumieć
i oczekujesz na moją radość.

Paola Profumo

sobota, 12 kwietnia 2008

Wolontariat :D

"...Jeżeli pomogłeś chociażby jednemu człowiekowi, twoje życie nie było zmarnowane..."

W roku 2001, który został ogłoszony przez Organizację Narodów Zjednoczonych Międzynarodowym Rokiem Wolontariatu, Jan Paweł II za pośrednictwem ONZ-tu przekazał słowa pozdrowienia i zachęty wszystkim wolontariuszom świata, mężczyznom i kobietom, którzy bezinteresownie ofiarowują część swojego czasu włączając się w różne formy braterskiej solidarności, służąc sprawie postępu i wykształcenia człowieka, zwłaszcza zaś niosąc pomoc najuboższym oraz ludziom cierpiącym fizycznie i duchowo.

Wolontariat we wszystkich swoich postaciach jest przede wszystkim sprawą serca: serca, które potrafi otwierać się na potrzeby braci, dostrzegając ich wzniosłą ludzką godność, odblask wielkości samego Boga, na którego obraz stworzona jest każda ludzka istota.
(Rdz 1,27 ; Mt 25,40 )"
Jan Paweł II 07.01.2001

Słowo "wolontariusz" w potocznym rozumieniu oznacza kogoś, kto dobrowolnie podejmuje się wykonania pewnej pracy, co jest zgodne z łacińskim źródłosłowem (volontarius- dobrowolny, ochoczy). Oprócz dobrowolności praca woluntarystyczna charakteryzuje się także bezpłatnością. Osoba świadcząca konkretną pomoc nie otrzymuje za nią zapłaty. W podjęciu tej posługi konieczna jest niewątpliwie ta świadomość. Człowiek, który chce być wolontariuszem musi podjąć świadomą decyzję, że chce poświęcać swój wolny czas, swoje siły, umiejętności w służbie drugiemu człowiekowi. świadoma decyzja pociąga za sobą warunek systematyczności oraz odpowiedzialności w wykonywaniu podjętego zadania. Bezpłatność wykonywanej pracy nie oznacza, że można ją wykonywać tylko wtedy, kiedy mam ochotę. Podjąwszy świadomą decyzję wolontariusz zobowiązany jest do regularnego wywiązywania się z przyjętych obowiązków, konkretnego wcielenia w życie postawy Miłości Bliźniego. Jednym z zadań Centrum Wolontariatu jest właśnie pomoc kandydatom na wolontariuszy" w znalezieniu dla nich właściwego miejsca posługiwania oraz w podjęciu świadomej decyzji.

Wolontariusze mogą pracować we wszystkich dziedzinach szeroko pojętego życia społecznego. Szczególne miejsce zajmują we wszystkich stowarzyszeniach samopomocowych, punktach charytatywnych działających przy parafiach, świetlicach, hospicjach, placówkach pomagającym chorym, grupach osiedlowych, samorządach lokalnych, a także w domach indywidualnych osób zgłaszających do centrum potrzebę pomocy ( np. w domach osób starszych, samotnych, oczekujących miejsca w Domach Opieki Społecznej). Aż to różnorodne działania w kierunku kształtowania i przemieniania na lepsze swego otoczenia. Podstawowa cechą, która różni wolontariusz od pracownika płatnego jest motywacja, wolna od potrzeby zarabiania pieniędzy i innych życiowych konieczności. Istnieją pewne dziedziny, w których wolontariusz jest osobą niezastąpioną - ma to miejsce wszędzie tam, gdzie praca jest niewymierna, gdyż opiera się na darzeniu przyjaźnią, głoszeniu jakiejś idei.



"...Wystarczy byś był
Nic więcej
Tylko byś był
Nic więcej
By Twoje skrzydła otuliły mnie
- chcę tylko byś był
- Tak pragnę byś był..."

piątek, 11 kwietnia 2008

Panie, pamiętaj o ludziach złej woli


Panie, pamiętaj
nie tylko o ludziach dobrej woli,
ale również o tych złej woli.
Nie pamiętaj jednak o wszystkich cierpieniach,
jakich nam przysporzyli.
Pamiętaj o owocach, jakie przynieśliśmy
właśnie dzięki tym cierpieniom.
Wzrosła w nas dyspozycyjność, lojalność stała się
bardziej przejrzysta, pokora głębsza,
odwaga powiększyła się wraz ze szlachetnością.
I kiedy oni staną przed Tobą, by zostać osądzeni,
pozwól, by owoce, jakie przynieśliśmy,
stały się dla nich przebaczeniem.

Modlitwę tę, napisaną na kartce papieru,
znaleziono w pewnym obozie koncentracyjnym


środa, 9 kwietnia 2008

Brrr... opowieści!

Karol i Karolina, siedemnastoletnie bliźniaki, przebywali właśnie na wakacjach u swoich dziadków w Gdańsku. Pogoda dopisywała i prawie całe dni spędzali nad brzegiem morza, ale wieczorami trochę się nudzili. Siadali wtedy z babcią i dziadkiem przed kominkiem i zadawali im najprzeróżniejsze pytania, bo dziadkowie byli bardzo dobrymi gawędziarzami i z ochotą przystawali na długie opowieści.

Właśnie rozsiedli się wygodnie na puszystym dywanie przed kominkiem i czekali na nową historyjkę.

- A o czym dzisiaj chcecie, abyśmy wam opowiedzieli? - zagaiła babcia.

- Może jakąś strrraszną przygodę? O duchach... - zaproponował Karol.

- Oj, nie wiem, czy to dobry pomysł? Wiesz, że na mnie źle działają takie historyjki - zauważyła Karolina.

- Nie bój się! Przecież nic ci się nie stanie. Babciu, na pewno masz coś w zanadrzu - zachęcał wnuk.

Babcia popatrzyła na bliźniaki z czułością, ale ktoś bystry dostrzegłby tajemniczy błysk w jej oczach. Szykowała dla swoich gości coś specjalnego. Jeszcze tylko zerknęła na męża, dała mu dyskretny znak, który w lot zrozumiał i przyzwalająco pokiwał głową.

- Dziadku, dość już tych porozumiewawczych spojrzeń - zaśmiał się Karol. - Jestem pewien, że uraczycie nas zaraz czymś ekstra.

- W takim razie posłuchajcie - babcia usiadła wygodnie w fotelu i zaczęła swoją wieczorną opowieść.

Zapadł zmrok. Robiło się chłodno. Za oknami słychać było szum wiatru i fal morskich, gdyż dom dziadków stał blisko morza. Karolina aż skurczyła się, nasłuchując tych odgłosów, otuliła ciepłym pledem i przytuliła do dziadka.

- Kiedy byliśmy z dziadkiem na studiach w Krakowie, lubiliśmy często robić wypady w góry. Zimą na narty, a latem na piesze wędrówki. Miałam przyjaciółkę z roku, która czasem zapraszała nas do uroczego domku w Beskidzie Wyspowym. Było to ukochane miejsce jej rodziny. Domek wybudował jeszcze jej pradziadek, znany i ceniony w okolicy sędzia. Kasia niejednokrotnie opowiadała nam różne dziwne historie związane z tym miejscem. Wśród nich była jedna o tym, że czasami ktoś "nawiedza" ten domek. Może jakaś zbłąkana dusza? W każdym razie już nie jedna osoba słyszała w nocy pukanie do drewnianych ścian i kroki pod oknami. Gdy o tym mówiła, nie robiło to żadnego wrażenia. Ot, jeszcze jedna rodzinna legenda.

W pewien majowy, piękny weekend, kiedy wybrałyśmy się do domku z grupką dziewczyn, czekała nas przygoda. Pojechałyśmy tam w piątek po południu. Byłyśmy zmęczone po kolejnym ciężkim tygodniu. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, zapadał zmierzch. Zdążyłyśmy tylko rozpakować rzeczy, pościelić łóżka i przygotować kolację. Zasiadłdyśmy w stylowym saloniku. Było bardzo gorąco, więc okna zostawiłyśmy otwarte, a za nimi wkrótce zapadła taka ciemność, że "choć oko wykol".

Siedziałyśmy przy herbacie i jak to bywa w takich okolicznościach, ktoś nagle podjął wątek strachów. Mira opowiadała o swojej babci spotykającej się z duszami, Basia dorzuciła zasłyszane historie. W saloniku wytworzyła się atmosfera niesamowitośó. Siedziałam na wprost "Marchewy". Za moimi plecami był drugi pokój, a w nim pootwierane okna. W pewnym momencie "Marchewa" zrobiła się papierowo biała, oczy niemal wyszły jej na wierzch z przerażenia, a z ust wydobywały się dźwięki nie do rozpoznania - niby coś mówiła, ale ja nic nie słyszałam. Patrzyła ponad moją głową i rozumiałam z tego tylko tyle, że coś stoi za moimi plecami, i że jest to coś przerażającego. W saloniku zapadła cisza. Nikt, oprócz "Marchewy" nie widział, co dzieje się w drugim pokoju, więc wszystkie wpatrywałyśmy się w nią. Ja - choć nigdy nie zemdlałam - miałam wrażenie, że za chwilę osunę się na podłogę, ale i tego się bardzo bałam. Nie mam pojęcia, jak długo to trwało. Mnie wydawało się, że chyba wieki całe, zanim "widzącej" wróciła artykułowana mowa, tak że mogła oznajmić' iż: - Tttoo koot... Kot. Przepraszam was, to kot, ciemny kot wskoczył na okno, a ja widziałam tylko jego błyszczące oczy. To było okropne. - A my widziałyśmy tylko twoją przerażoną minę... - odezwała się Majka.

Bardzo powoli odzyskiwałyśmy spokój. Ja miałam kłopot z nogami, które zrobiły się niczym z waty. Któraś z dziewczyn podała mi "Cardia-mid" na wzmocnienie. Okazało się jednak, że serce po nim zaczęło mi walić niczym młot. Nie był to dobry pomysł. Poczułam się jeszcze gorzej. Jednak na tym nie skończyły się nasze mrożące w żyłach przygody tego wieczora i nocy. Jednak może opowiem o nich kiedy indziej. - babcia zauważyła, że Karolina mimo swojej pięknej opalenizny zrobiła się dość blada. Wiedziała, że wnuczka jest dziewczynką z dużą wyobraźnią i nie chciała jej więcej straszyć.

- Babciu, dokończ - błagał Karol.

- Wystarczy na dziś - stanowczo zawyrokował dziadek. - Idźcie już na górę. Ja sam muszę się otrząsnąć z tego "horroru" - zachichotał starszy pan.

- Ale obiecajcie, że jeszcze dokończycie nam tę historię - nie ustępował Karol.

- Dobrze, dobrze, ale innym razem.

- Trzymam was za słowo.

Bliźniaki poszły do swojego pokoiku. Karolina wciąż oglądała się za siebie, nasłuchiwała nieprzyjemnego w tej chwili dla niej szumu wiatru. Poprosiła brata, aby przysunął jej łóżko bliżej swojego. Była pod wrażeniem opowieści babci i nie mogła otrząsnąć się z nastroju, jaki jej się udzielił. Długo, długo leżała z szeroko otwartymi oczami. W końcu jednak zasnęła ze zmęczenia.



Ewa