niedziela, 11 listopada 2007

Śpieszyła się kochać ludzi

Wspomnienie o Ani Szałacie

W numerze 1/2002 MD ukazała się rozmowa z dr. Kazimierzem Szałatą, prezesem Fundacji Polskiej Raoula Follereau, wykładowcą filozofii i etyki w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. 26 października 2002 r. w zginęła potrącona przez samochód ukochana córeczka dr. Szałaty, Ania. Mała dziewczynka o wielkim sercu otwartym na sprawy misji, której życie było jednym uśmiechem.

Ania miała 11 lat i poruszała się na wózku inwalidzkim. Nie lubiła, kiedy rozczulano się nad jej losem dziecka niepełnosprawnego. Kiedyś jeden z przechodniów na ulicy zapytał rodziców: „Jak czuje się wasze chore dziecko?” Ania bez namysłu odparła: „Czuję się całkiem dobrze. W zeszłym tygodniu miałam chrypkę, ale już mi przeszło”. Jednak najbardziej zdumiewającą odpowiedź otrzymała pani, która zapytała Anię, czy kiedyś będzie chodzić: „Ależ oczywiście, że tak! Będę chodzić w niebie. Aniołowie też nie chodzą po ziemi, a przecież są szczęśliwi”.

26 października 2002 r. mama szła z Anią na spacer przez centrum podwarszawskiej Zielonki. Tragedia wydarzyła się, kiedy obie były na przejściu dla pieszych. Młody chłopak, który kilka dni wcześniej otrzymał prawo jazdy, „zagapił się”. Pani Elżbieta doznała ciężkiego urazu nogi, a dziewczynka poważnych obrażeń wewnętrznych. Tuż po wypadku była przytomna. Świadoma, że w domu pozostało dwoje rodzeństwa, zdążyła jeszcze powiedzieć: „Boże, żeby moja mama żyła. Ja mogę nie żyć”. Zmarła kilka godzin później w szpitalu.

Ania była niesłychanie aktywnym dzieckiem. Uczennica klasy V Szkoły nr 3 w Zielonce, harcerka ZHR, wolontariuszka Fundacji Follereau brała udział we wszystkich akcjach Fundacji w kraju i zagranicą. Zawsze uśmiechnięta kwestowała pod kościołami na rzecz powodzian, trędowatych i dzieci Afryki. W ramach dorocznej akcji „Baloniki dla Afryki” zbierała pieniądze dla polskich misjonarzy pracujących wśród dzieci na Czarnym Lądzie. Od kilku lat uczestniczyła w akcji rozdawania opłatków na stół wigilijny, połączonej z kwestą na rzecz Sióstr Misjonarek Miłości Matki Teresy z Kalkuty, w jednym z hipermarketów w Warszawie. Interesowała się losem dzieci Afryki, o których rozmawiała z zaprzyjaźnionymi misjonarkami: siostrą Elżbietą z Rwandy, siostrą Weroniką z Kongo, a także z panią dr Wandą Błeńską. Występowała w telewizyjnym programie dla dzieci „Ziarno”, a z Zespołem „Arka Noego” objechała niemal całą Polskę.

Fascynowali ją św. Franciszek z Asyżu i św. Tereska od Dzieciątka Jezus. Uczestnictwo w dziele Apostoła Miłosierdzia Raoula Follereau otworzyło jej czułe serce na los ludzi w krajach misyjnych. Bardzo chętnie rozmawiała ze swymi rówieśnikami o misjach, o chorych na trąd i dzieciach, które gdzieś daleko umierają z głodu. Głównym źródłem jej duchowej mocy był sam Jezus, o którym mówiła tak, jak mówi się o kimś, z kim przebywa się na co dzień. W ciągu ostatnich miesięcy swego krótkiego życia Ania przypominała swoim bliskim o potrzebie jedności rodziny płynącej ze wspólnej modlitwy i wspólnego uczestnictwa w niedzielnej Mszy św. Jak mówią jej rodzice, na kilkanaście dni przed śmiercią w tajemnicy przygotowała dla nich uroczystą kolację z okazji dwudziestej rocznicy ślubu. „Najpierw zbierała pieniążki, które dostawała na drobne zakupy w szkole. Poprosiła sąsiadkę, by kupiła wszystko, co jest potrzebne do zrobienia tortu, który potem upiekła u niej w domu. Okazało się, że Ania się pomyliła i przygotowała uroczystość o tydzień za wcześnie. Ale jej gorące serce pełne miłości nie mogło dłużej czekać. A poza tym Ania już nie miała za wiele czasu... Już się spieszyła kochać ludzi, zanim sama odeszła...” – wspomina dr Kazimierz Szałata.

Po śmierci Ani Szałaty telegramy i listy z kondolencjami nadeszły niemal z całej Polski oraz z Francji, Niemiec, Szwajcarii, Belgii, Indii, Brazylii i kilku krajów afrykańskich. Wśród nadawców byli biskupi, prezesi organizacji charytatywnych, misjonarze i ci, którzy kiedyś mieli szczęście poznać czarujący uśmiech dziewczynki na wózku inwalidzkim. Jej pogrzeb zgromadził w kościele Matki Boskiej Częstochowskiej w Zielonce kapłanów, misjonarzy, nauczycieli, profesorów uniwersyteckich, studentów, uczniów, harcerzy i przyjaciół z różnych miejsc i środowisk. W swojej homilii ks. Krzysztof Ukleja, dyrektor Caritas diecezji warszawsko-praskiej, porównał nawet Anię do małej świętej Tereski. Obie były jeszcze dziećmi, kiedy zafascynował je świat misyjny. I obie realizowały swoje powołanie, nie mogąc postawić stopy w żadnym misyjnym kraju. Po Mszy św. ks. Patrick de Laubier, członek watykańskiej komisji Iustitia et Pax, przyjaciel rodziny Szałatów, powiedział do zebranych w świątyni: „Ania była dla nas wszystkich wielkim darem Bożym. I to nie przypadek, że żyła właśnie w tej, a nie w innej rodzinie. Bóg daje święte dzieci świętym rodzicom. Zachęcam Was wszystkich, abyście w swoich rodzinach budowali cywilizację miłości, do której nieustannie wzywa nas Ojciec Święty”.

Ania Szałata, sądząc po ludzku, zgasła za wcześnie. Jak każde dziecko miała swoje plany, marzenia. Chciała się uczyć i studiować, aby w przyszłości pomagać misjonarzom. Swój egzamin dojrzałości chrześcijańskiej zdała jednak dużo wcześniej, niż ktokolwiek mógłby sądzić. I teraz być może naprawdę chodzi pod rękę z małą świętą Tereską wszędzie tam, gdzie misjonarze potrzebują pomocy.

Lilla Danilecka